Nigdy nie posiadałam przyjaciół. Zawsze byłam osobą samotną. Zawsze
byłam łatwowierna, pomocna. Czasem jednak też impulsywna. Jednak przez
te pierwsze cechy byłam cholernie raniona. Kiedy już posiadałam
znajomych, oni mnie wykorzystywali, po czym kiedy się im znudziłam –
zostawiali na lodzie. Kiedyś, gdy trafiłam do szpitala, nikt nie
przyszedł. Nikt nie zadzwonił z choćby zapytaniem ‘Co słychać?’.
Chciałabym żyć inaczej…
Moje serce najgorzej przeżyło, kiedy mój pierwszy chłopak
próbował mnie wykorzystać. Potem drugi i trzeci – wszyscy tak samo.
Teraz nie ufam już mężczyznom. Nie umiem. Nie potrafię.. Czasem jednak
myślę, co by było, gdybym zaufała. Jednak nie potrafię. Nawet w liceum
mnie to prześladowało. Przełamałam się. Dałam szansę na przyjaźń mojemu
przyjacielowi. Jednak on też to wykorzystał. I teraz znowu jestem sama.
Nie tego chciałam. Zostałam najbardziej przez niego zraniona.
Proszę… Nie. Nie chcę tych wspomnień!
Przez pierwszy rok było nawet okey. Nawet świetnie.
Natomiast po roku… Wszystko zaczęło się psuć. Mój przyjaciel nie
rozumiał, że się o niego martwię. Że chcę mu pomóc w jego sprawach.
Odepchnął mnie w najbardziej chory sposób. Słowa, które wypowiedział tuż
przed rozstaniem zabolały najbardziej. „Jesteś śmieciem i niczym
więcej. Nigdy już nie będzie tak samo, rozumiesz? Nie mam nic do Ciebie,
ale nie chcę Cię w swoim życiu. Jesteś tylko jedną z wielu dziewczyn.”
To… Tak bardzo… Boli…
Załamałam się wtedy. Przez pewien czas miałam depresję, z
której wyciągnęły mnie trzy prawdziwe przyjaciółki – Ino, Hinata i
Temari. Podniosły mnie na duchu i postawiły do pionu. Przynajmniej do
takiego, żebym przestała się użalać nad sobą.
Teraz leżę na betonie. Dławię się własną krwią, a wspomnienia
przelatują mi przed oczami. Chciałabym od tego uciec. Ale z drugiej
strony… Chcę żyć. Ciemne, gwiaździste niebo; ciepła noc. I ta cholerna
cisza… Nikt nie widzi tego, co się w około dzieje. Każdy śpi smacznie,
bądź jest na jakiejś imprezie.
A ja? Ja to tylko jednostka. Jedna jednostka, której jeżeli
zabraknie, nikt nie będzie płakał. W oczach zebrały mi się łzy.
Ostatkiem sił zacisnęłam rękę. Nie chcę jeszcze umierać.
Mamo, proszę, pomóż mi! Ja chcę jeszcze żyć!
Kaszlnęłam ponownie, a na betonowej posadzce pojawiła się
nowa plama krwi. Włosy zaczęły lepić mi się do policzków. Ból w brzuchu
nie dawał o sobie zapomnieć. Co chwilę przeszywał mnie. Rana dość spora.
Sączyła się z niej nadal krew.
- Sakura? – Ktoś zawołał moje imię. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na
wysoką postać, która podbiegła do mnie. Czarnowłosy chłopak. Skądś
znałam ten głos… Jednak nie pamiętam skąd. Wszystko nagle zaczynało się
robić co raz bardziej zamglone, zagmatwane. – Sakura. – Osoba uklękła
obok mnie, łapiąc mnie za głowę i kładąc na kolanach. Na moment obraz
zrobił się mocniejszy. Ta twarz… Moje oczy na chwilę się rozszerzyły.
- Sa… su… ke…? – To było moje jedyne i ostatnie słowo. Zamknęłam oczy i odleciałam.
__________________________________________________
Prolog przeniesiony z mojego poprzedniego bloga, którego nie dokończyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz